Kim jestem
Z wykształcenia jestem inżynierem. Naprawą zegarów zajmuję się od kilku lat, natomiast stolarką od kilkunastu lat. Naprawa zegarów wymaga wiedzy i doświadczenia w dwóch zakresach: o mechanizmach zegarowych, jak również o renowacji mebla, technikach stolarskich itp.
Obudowa zegara to zwykle drewniana skrzynka, najczęściej o dość wyszukanym kształcie. Dlatego, aby nadać zegarowi nowe życie, potrzebna jest zarówno naprawa stricte zegarmistrzowska, jak i konserwatorska, zwłaszcza w zakresie przedmiotów drewnianych.
Co pan robi z tymi zegarami?
Dwie rzeczy: kupuję jakiś stary, niesprawny zegar i doprowadzam go do stanu używalności. Nadaję mu nowe życie. Jeżeli zegar chodzi i mój emocjonalny stosunek do niego nie jest zbyt zaangażowany – wystawiam na sprzedaż. Jeżeli go polubiłem – zostawiam sobie do czasu, aż mi fascynacja nim przejdzie. Ale kolekcjonerem nie jestem. Jeżeli zegara nie udaje się doprowadzić do jako takiego życia – zostawiam na części lub na dobre czasy, kiedy uda się kupić lub dorobić pasującą część. Przez „życie” rozumiem w miarę regularny chód zegara – powiedzmy, odchylenie kilkunastu, kilkudziesięciu sekund na dobę plus działanie wszystkich funkcji: bicie, budzenie itp.
Jest pan profesjonalistą?
Nie, absolutnie. Jestem amatorem – ale w tej najbardziej szlachetnej wersji tego słowa. Jestem miłośnikiem zegarów. W naprawę wkładam zaangażowanie i serce, starając się uzyskać jak najlepszy efekt. Przy naprawie nie przeliczam czasu na pieniądze. To fakt – nie posiadam wysoce profesjonalnych narzędzi. Wykorzystuję najnowsze zdobycze techniki, o ile są one dostępne, korzystam raczej z narzędzi ręcznych.
Swoją wiedzę zdobywałem w praktyce, ćwicząc na różnych zegarach. Niektóre działają do tej pory, inne niestety uległy nieodwracalnemu zniszczeniu. Oczywiście czytam różne książki i podręczniki, czerpię wiedzę z forów internetowych i różnego rodzaju tutoriali filmowych. Zwłaszcza wideosfera anglojęzyczna jest pełna ciekawych i bardzo pożytecznych filmów. Linki do niektórych zamieszczam w osobnej części.
Czy zepsuje mi pan zegar, który panu przyniosę?
Raczej nie. Najwyżej powiem, że nie jestem w stanie go naprawić. Dlatego zachęcam do kontaktu posiadaczy zegara, którego zegarmistrz nie chciał już naprawić. Proszę potraktować mój warsztat jako klinikę ostatniej szansy zegarów martwych. Niektórych rzeczy zdecydowanie nie naprawię, np. połamanej osi balansu itp. Ale co do innych – może akurat się uda?
A co z precyzją?
Absolutnie nie należy oczekiwać po naprawie starego zegara regularnego chodu. Jesteśmy przyzwyczajeni do precyzji zegarków cyfrowych i odchylenia dobowe zegarów mogą nas irytować. Czasami zegar stanie, trzeba go potrząsnąć i chodzi. Któregoś tygodnia zacznie się spieszyć, a potem wróci do normy. I na odwrót – po kilku tygodniach nieregularnego chodu uzyskuje niespodziewaną precyzję (kilka sekund na dobę). Traktujmy jednak wskazania starego zegara, jako wystarczająco orientacyjne, ale jeżeli spieszymy się na pociąg, samolot to jednak korzystajmy ze wskazań na zegarku elektronicznym lub z czasu wyświetlanym na smartfonie.
Jedną z ulubionych czynności właścicieli zegara jest sprawdzanie jego precyzji na zegarku czy smartfonie i samodzielne próby regulacji. Czy tyle zabawy dostarczyłyby np. bardzo dobre i tanie zegarki CASIO, które chodzą z dokładnością do 0.1 s na miesiąc?
Które stare zegary pan naprawia?
Najbardziej lubię zegary z lat powojennych ubiegłego wieku: 50’tych i początku 60’tych. Mechanizmy nie są jeszcze zniszczone i zużyte, a ich konstrukcja jest dopracowana i bardzo solidna. Jeszcze nie uległy trendowi masowej, tandetnej produkcji, która na wielką skalę ruszyła w latach 70’tych. Pracowali przy nich dobrzy designerzy, często wytwarzając krótkie, ciekawe serie. Przyjęło się traktować zegar powyżej stu lat jako antyk, a młodsze jako „vintage”. Dla mnie jednak zegary po 1970 roku niebezpiecznie dążą w stronę szajsu i nie chcę się nimi zajmować. Widać wyraźnie, że w rozwoju cywilizacji rok 1968 stanowił zdecydowany krok w przepaść, który oprócz polityki i zmian społecznych dotknął także zegary.
Szczególnie lubię zegary kominkowe, zwane także „bufeciakami”. Nie przepadam za zegarami wiszącymi, więc właśnie najwięcej wśród opisów stanowią czasomierze tego właśnie gatunku