Przenikliwy dźwięk budzika mechanicznego to nie jest chyba najszczęśliwszy początek dnia – szczególnie poniedziałku. Obecnie, kiedy budziki zastąpiły radia lub telefony komórkowe, każdy może sobie wybrać stosowną muzykę o poranku. Kiedyś jednak tak nie było i osoba, która chciała się rano zerwać z łóżka skazana była na charakterystyczne „drrrrrrrrr”. Co gorsza, dźwięk budzika był często na tyle głośny, że potrafił obudzić nie tylko właściciela, ale i wszystkich lokatorów.
Zdawali sobie z tego sprawę konstruktorzy mechanicznych budzików i w połowie XX wieku firma Junghans jako pierwsza wprowadziła udoskonalenie budzika, w którym dźwięk stopniowo zwiększał swoje natężenie. Najpierw wersję „Bivox”, a następnie „Trivox”. Jak można się domyśleć z nazwy, sygnał „Bivoxa” miał dwie fazy, a „Trivoxa” aż trzy.
System budzika „Bivox” polega na tym, że młoteczek, który uderza w dzwonek schowany w obudowie, kilka pierwszych pojedynczych ruchów wykonuje w powietrzu wydając dość stłumiony odgłos. Dopiero po kilkunastu takich „pustych” biciach grzechocze z pełną siłą. „Trivox” działa na podobnej zasadzie, tyle, że po kilku uderzeniach w powietrze, czyli głośnych szmerach, następuje kilka pojedynczych uderzeń dzwonka i dopiero po tym budzik rusza „pełną parą”.
System stopniowego budzenia zastosowano nie tylko w zegarach Junghans. Można znaleźć również podobne rozwiązanie w budzikach Kienzle, Diehl, Mauthe i innych z tego okresu.
Budziki „Trivox” Junghansa przechodziły różne fazy rozwoju. Tu chciałbym zademonstrować jeden z wcześniejszych modeli, który kupiłem jako uszkodzony. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po otworzeniu tylnej pokrywy coś zaskoczyło i budzik zaczął najnormalniej w świecie chodzić i dzwonić bez najmniejszych problemów. Rzadki to przypadek, ale czasami się zdarza…
Na filmie demonstruję działanie mechanizmu.
Budzik pochodzi z wczesnych lat 50’tych i cechuje się elegancją i bardzo dobrą jakością wykonania – jak większość produktów Junghansa do lat 70’tych.